Jedną z rzeczy, która najbardziej podobała nam się w "Wonder Woman": Diana, w przeciwieństwie do niektórych innych superbohaterów DCEU, jest bohaterką tak pełną życia, optymizmu i dobroci serca, że nie może powstrzymać się od działania w obronie niewinnych - nawet jeśli stawia to jej rzeczywistą misję w niebezpieczeństwie. Tak więc, w pierwszej odsłonie, została dosłownie zmuszona przez swoje honorowe zasady do szturmu z okopów i na ziemię niczyją, wkładając wszystkie swoje jajka do jednego koszyka....
To jest, gdzie Patty Jenkins przychodzi w jak ona pokazuje nam głęboki ślad ostatnich 70 lat pozostawić na Diana. Jej bezinteresowność i poświęcenie nie zostały nagrodzone, ale pozostawiły ją samotną. Wciąż opłakuje swoją wielką miłość, co uświadamia nawet krótkie ujęcie śledzące jej mieszkanie ozdobione fotograficznymi wspomnieniami. Diana może być córką boga, ale jest też postacią głęboko ludzką.
Logicznym jest więc, że w "Wonder Woman 1984" nie tylko jej supermoce zostają wystawione na próbę, ale także, znacznie bardziej niż w poprzedniczce, jej ideał bezinteresownej bohaterki. W końcu Kamień Marzeń spełnia nie tylko życzenia złoczyńców, ale także jej własne: To daje jej Steve'a Trevora z powrotem. Jednak ponowne spotkanie z ukochanym wiąże się z wysoką ceną, a Diana musi stoczyć ciężką walkę z samą sobą, by zdecydować, czy jest gotowa ją zapłacić.
Mimo super osiągnięć, otwarcie pokazuje dziecięcą Dianę nie tylko jako bohaterkę, ale po prostu jako postać z wadami. A pytanie, czy wyciągnęła właściwe wnioski z lekcji tamtego czasu, unosi się nad całą resztą filmu - a tym samym nad ledwo rozwiązywalnym osobistym dylematem, przed którym staje w związku z powrotem Steve'a.
Stwarza to emocjonalny punkt krytyczny, który jest również kluczowy dla finału: ponieważ oczywiście Diana będzie musiała podjąć trudne decyzje, które popchną nawet najbardziej nieugiętą bohaterkę do granic jej możliwości. I choć nie chcemy zdradzać zbyt wiele, dylemat ten kulminuje w dwóch najmocniejszych i najbardziej wzruszających scenach filmu.
W sequelu Diana nie jest już wolna od moralnych wątpliwości: Jako dziecko, ona nawet oszukuje w konkursie....
Jednocześnie dzięki nim finał "Wonder Woman 1984" jest odświeżająco inny od swojego poprzednika. Podczas gdy Patty Jenkins w walce z Aresem pod koniec "Wonder Woman" postawiła wyłącznie na bombastyczność i widowiskowość CGI, równie porywający i emocjonalny finał "Wonder Woman 1984" - poza mniej udaną, ale dość krótką bijatyką bohaterek - ma niemal kameralne proporcje.
Ten nietypowy wybór dla komiksowego blockbustera pasuje jednak do ewolucji Wonder Woman w mądrzejszą bohaterkę. Spójną całość dopełnia ścieżka dźwiękowa Hansa Zimmera. Zdobywca Oscara (za "Króla Lwa") rytmiczny, napędzający temat tytułowy bohaterki, który istnieje od czasów "Batmana V Supermana", przekształca w bardziej dojrzałe, melodyjne dźwięki.